Czas świąt Bożego Narodzenia obfituje w wiele pięknych tradycji, które z dumą i radością odtwarzamy z roku na rok. Nie zawsze jednak mamy świadomość, że zdobiąc mieszkanie zielonymi gałązkami, kładąc siano pod obrus na wigilijnym stole czy przygotowując kutię sięgamy w bardzo odległe czasy. Obecne w tych obyczajach rośliny łączą nas poprzez swoją symbolikę z dawnymi rytuałami naszych słowiańskich przodków.
Cudowna Noc
Boże Narodzenie i poprzedzająca je Wigilia nie przypadkiem mają miejsce pod koniec grudnia. Już w czasach przedchrześcijańskich w Europie i Azji Mniejszej okres ten oznaczał świętowanie, ponieważ był to czas zimowego przesilenia słońca i początek astronomicznej zimy – dni odtąd stawały się coraz dłuższe. Był to moment, gdy światło zwyciężało nad ciemnością, dlatego około 23-25 grudnia obchodzono powszechnie wielkie święta solarne (poświęcone bóstwom reprezentującym Słońce), rolnicze i zaduszne, wyrażając radość z nadejścia nowego roku słonecznego, wegetacyjnego i obrzędowego. Także nasi słowiańscy przodkowie obchodzili w tym czasie Święto Godowe (Gody) wyrażając szacunek dla sił przyrody, okazując wdzięczność za wszystko, czym obdarowała ich natura oraz wróżąc obfite plony i powodzenie na kolejny rok. Wiele śladów tych dawnych praktyk, naturalnie mających wiele wspólnego z roślinami, przetrwało do dziś w ludowych obrzędach i zwyczajach. Są one obecnie związane ze Świętami Bożego Narodzenia, które zastąpiły słowiańskie Gody, nadając świętowaniu nowy sens i znaczenie. Ten niezwykły grudniowy czas łączy dziś w jedną całość pradawny kult sił przyrody oraz chrześcijańską radość z przyjścia na świat Zbawiciela.
Przekonanie o niezwykłości i cudowności Nocy Wigilijnej trwa od czasów, kiedy data 24 grudnia oznaczała po prostu najdłuższą noc w ciągu roku (wg obecnego kalendarza jest to 22.12). Taka noc nie mogła być taka jak inne. Wszyscy znamy dawne wierzenie, że właśnie wtedy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Wierzono również w inne cuda, które mają następować w całej przyrodzie tej szczególnej nocy: pod śniegiem rozkwitają na chwilę kwiaty, a wśród nich czarodziejski kwiat paproci; woda w strumieniach nabiera leczniczych mocy, może zmienić się w miód czy wino, a nawet srebro i złoto; drżą kamienie, a ziemia ukazuje skarby swojego wnętrza.
Świąteczny wystrój
Nasi przodkowie – tak jak i my dzisiaj – od dawien dawna przystrajali świątecznie swoje mieszkania, ale ważniejsze tu było znaczenie symboliczne dekoracji, niż ich walory zdobnicze. Już w średniowieczu praktykowano zwyczaj stawiania snopa zboża – pszenicy, żyta, owsa czy jęczmienia w kącie izby i układania siana na stole wigilijnym. Miało to miejsce zarówno w chłopskich chatach jak i dworskich pokojach jadalnych. Zabiegi te miały sprzyjać przyszłym urodzajom i zapewniać dobre plony. Na ziemi sądeckiej i rzeszowskiej „na urodzaj” zaścielano słomą całą podłogę, co miało także ułatwić duszom zmarłych podejście do stołu, aby mogły się posilić pozostawionymi tam dla nich przez noc resztkami wieczerzy. Na stole kładziono grubą warstwę słomy lub siana, a dopiero na nim lniany obrus. Dzisiejsza symboliczna garść sianka mająca nawiązywać do żłóbka nowonarodzonego Jezusa niejasno przypomina dawne wierzenia.
Podobną symbolikę miały wieszane na ścianach słomiane gwiazdy i krzyże, a także pęczki słomy zwane dziadami. To tego rodzaju dekoracje tworzyły świąteczny nastrój, zanim pojawiła się choinka. Bo choć dziś to ona jest nieodłącznym atrybutem świąt, gości w polskich domach zaledwie od połowy XIX w., kiedy to przywędrowała do nas z Niemiec. Początkowo choinki ubierano głównie w miastach, w domach Niemców i ewangelików pochodzenia niemieckiego. Z czasem rozpowszechniły się na Pomorzu, Warmii i Mazurach, potem w całym kraju, ale na wsi, zwłaszcza w południowej i środkowej Polsce były rzadkością jeszcze w okresie międzywojennym.
Powszechne były za to inne zielone ozdoby. Do przystrajania ścian, drzwi wejściowych, ram obrazów używano zimozielonych gałązek drzew iglastych – jodły, świerka, sosny. Na ziemi sądeckiej i Pogórzu Rzeszowskim ustawiano przed domem całe, wycięte w lesie małe świerczki. Miały przynieść szczęście i urodzaj oraz pomyślną wegetację roślin w kolejnym roku.
Inna ozdoba, którą można nazwać prototypem dzisiejszej choinki była znana w całej południowej i południowo-zachodniej Polsce – nad stołem wigilijnym wieszano rozwidlony czubek świerku lub sosny, czasem były to także druciane lub łubiane obręcze albo tarcze uplecione ze słomy, które oplatano jedliną. Na gałązkach wisiały domowe ciasteczka, jabłka, orzechy, złocone nasiona owsa, ozdoby papierowe i wycinanki z opłatka oraz duży, kolorowy, sklejony z opłatków świat. Przystrój taki zwano podłaźnikiem, podłaźniczką, wiechą, jutką, rajskim lub bożym drzewkiem. Miał on chronić od chorób, nieszczęść, zapewniać dostatek i miłość w rodzinie, a pannom na wydaniu szybkie i udane małżeństwo. Wizyta kawalera w okresie świątecznym, zwłaszcza gdy usiadł pod wiechą i zerwał z niej jabłko lub orzech oznaczała „poważne zamiary” wobec córki gospodarzy. Wyschniętego podłaźnika nigdy nie wyrzucano. Pokruszone cząstki dekoracji dodawano do karmy dla zwierząt lub zakopywano w polu, gdzie nadal roztaczała swą dobroczynną moc.
Ozdoby wieszane na bożych drzewkach znalazły się w późniejszych czasach również na pierwszych choinkach. Suszone owoce, orzechy, domowe ciastka stanowiły też pierwsze gwiazdkowe prezenty dla dzieci, bo obdarowywanie się w dniu Wigilii także jest zwyczajem stosunkowo młodym, który przywędrował z Niemiec razem z choinką. Podobne podarunki wręczano chodzącym od domu do domu kolędnikom.
Magia przy stole
Oprócz przyozdabiania izby plonami ziemi, w południowych rejonach Polski na nakryty do Wigilii stół sypano jeszcze ziarna zbóż, grochu, maku, soczewicy, a na nich dopiero stawiano misy z jadłem. W ten sposób przywoływano urodzaj roślin, które reprezentowały nasiona. Podobne magiczne znaczenie miały rośliny, z których przygotowywano świąteczne potrawy. Ich tradycyjna liczba – 12, jak ilość miesięcy (wg interpretacji chrześcijańskiej – liczba apostołów), lub w niektórych regionach – liczba nieparzysta, miała zapewnić dostatek w nadchodzącym Nowym Roku.
Na stole, w honorowym miejscu kładziono bochen chleba, a u Łemków z Pogórza Rzeszowskiego także czosnek, który dawał siłę, chronił przed chorobami, ale też czarami, złymi duchami i wampirami snującymi się po świecie podczas długich, zimowych nocy. Jedna z najstarszych wigilijnych potraw – kutia z maku i pszenicy (lub kaszy) utartych z miodem była dawniej spożywana w czasie obrzędów ku czci zmarłych. Bardzo dawnego pochodzenia jest też kisiel owsiany lub zupa – brejka z owsa oraz siemionka, czyli utłuczone, ugotowane na gęsto i lekko posłodzone siemię lniane, które jadano z chlebem jak masło. Oprócz tego na stole musiały znaleźć się potrawy z kapusty, rzepy, grochu, maku, grzybów, kaszy, kartofle i suszone owoce. To właśnie płody rolne dominowały na świątecznych stołach, jeszcze zanim pojawiły się na nich tradycyjne dziś ryby. Im więcej było dań, tym większy urodzaj i dostatek miały zapowiadać.
Piękny obrzęd łamania się opłatkiem przyjął się dopiero ok. XVIII w. wśród szachty i stopniowo rozpowszechnił we wszystkich rejonach kraju i wszystkich stanach. Od najdawniejszych czasów jednak znany był obyczaj dzielenia się chlebem na znak braterstwa, pojednania, miłości, przyjaźni i pokoju. Czynili to także Słowianie w czasie Godów.
Oprócz pełnych znaczenia potraw także zachowania uczestników wieczerzy wigilijnej, zwłaszcza na wsi, wyrażały troskę o urodzaj i pomyślność we wszystkich zabiegach gospodarskich. We wschodniej Polsce na przykład, w intencji urodzaju podczas kolacji podrzucano na łyżce kutię lub gotowany groch jak najwyżej, aby przykleiły się do sufitu. Innym zwyczajem było wypowiadanie formułek – zaklęć podczas jedzenia kolejnych potraw przy wiejskim stole wigilijnym, np. „składaj się kapustko”, „wiąż się groszku”, „rodźcie się ziemniaki”, „mnóż się zboże”. Inny stary zwyczaj nakazuje, aby skosztować każdej potrawy, obecnej na wigilijnym stole, nawet tej niezbyt lubianej. Należy w ten sposób okazać szacunek płodom ziemi – ma to zapewnić na kolejny rok pełne spiżarnie i uchronić przed głodem.
Wróżby po wieczerzy
Po skończonej wieczerzy następowały dalsze obrzędy mające przynieść obfitość i zapewnić dobry rok gospodarski. Ze słomy wyciągniętej ze snopków dekorujących izbę skręcano powrósełka i jeszcze w Wigilię lub w dzień św. Szczepana (26.12) obwiązywano nimi drzewa owocowe w sadzie – aby przyniosły piękny plon. Pasma słomy rzucano też pod sufit (zwano to ciskaniem kop), aby zboże rosło wysokie i kłośne. Natomiast siano spod obrusa dodawano do paszy koniom i krowom, by dobrze się chowały. Siano służyło również wróżbom o miłości i małżeństwie, które miały przepowiadać przyszłe losy dziewcząt i chłopców. Wyciągnięte źdźbło zielone zapowiadało udane zaloty i ślub, zwiędłe i poblakłe – długie oczekiwanie na poważnego konkurenta, a łamiące się i poczerniałe – wróżyło samotność.
W drugi dzień świąt, czyli w dniu św. Szczepana w kościele lub przed kościołem obrzucano się poświęconym uprzednio (podobnie jak inne zboża) owsem. Zwyczaj ten zwany żegnaniem owsa prawdopodobnie też miał korzenie przedchrześcijańskie. Ziarna owsa miały być początkiem nowych ziaren, tak jak św. Szczepan (pierwszy męczennik chrześcijański) był nasieniem męczenników. Symbolizowało to również ukamienowanie świętego. Zwyczaj ten przekształcił się w dobrą zabawę – kawalerowie posypywali ziarnami ładne panny, podobnie ze śmiechem bawiły się dzieci. Pewną część poświęconych ziaren dawano potem zwierzętom gospodarskim, aby zapewnić im zdrowie i dobrą kondycję.
Obrzędy związane z Nowym Rokiem wykształciły się później i były częściowo powtórzeniem zwyczajów wigilijnych, bo w najdawniejszej tradycji ludowej data 1 stycznia nie miała jeszcze odrębnego znaczenia. Na Pomorzu na przykład w noc sylwestrową obwiązywano drzewka w sadzie słomą, jak w Wigilię, wkładając za nią małe krzyżyki upieczone z ciasta, aby zapewnić urodzaj owoców. W Wielkopolsce natomiast o północy palono na podwórku snopek słomy, który miał symbolizować stary rok i wszystkie związane z nim kłopoty, zmartwienia i niepowodzenia.