Wiosna rozpoczęła się już na dobre i sezon ogrodniczy również. Do przygotowań i pierwszych ogrodniczych działań wzięłam się tego roku ze szczególnym zapałem, ponieważ powracam do mojego balkonowego ogródka po 4 latach przerwy, z nową wiedzą, głębszym zainteresowaniem roślinami i ogrodnictwem oraz ambitniejszymi planami.
Dawniej hodowałam właściwie tylko rośliny ozdobne, nie licząc fasoli, którą też traktowałam w ten sposób 😉 Kiedy jednak zasmakowałam „prawdziwego” ogrodnictwa podczas licznych wyjazdów na wieś, beznadziejnie zakochałam się w uprawie warzyw i ogólnie roślin jadalnych. I chyba już nie mogę bez tego żyć… A tu ani ogródka ani działki. Co robić? Warzywnik na balkonie to dla takiego przypadku jak ja jedyne wyjście i wręcz egzystencjalna konieczność 😉
Nie chodzi tu nawet głównie o aspekt kulinarny, ale samą możliwość obserwowania, dzień po dniu, cyklu rozwojowego roślin, których my, mieszczuchy, zwykle nie umiemy nawet rozpoznać na polu. Znamy tylko efekt finalny w postaci korzenia, owocu czy innej jadalnej części, jaką można kupić w sklepie. A co się dzieje wcześniej? Skąd się bierze rzodkiewka czy ogórek? To absolutnie fascynujące. Balkon jest nawet lepszy od ogrodu jeśli chodzi o takie obserwacje, to takie małe laboratorium, gdzie wszystko można obejrzeć niemal pod mikroskopem i nic nie umknie naszej uwadze. Przed oczami miejskiego ignoranta otwierają się nowe, nieznane światy!
Przedstawiam zatem teren mojego działania: balkon na drugim piętrze gierkowskiego bloku, typowa wąska loggia, długa na 4 metry, szeroka na 1. Nie jest to duża powierzchnia, ale biorąc pod uwagę barierkę z betonową półką i dającym półcień prześwitem w dolnej części oraz ścianką prętów w górnej, daje sporo możliwości bez specjalnych przeróbek i inwestycji. Trzy ściany, sufit i parapet okienny oraz stary stół to dodatkowa powierzchnia możliwa do wykorzystania.
Balkon jest zlokalizowany od strony południowej i dość dobrze osłonięty od wiatru, są to więc całkiem niezłe warunki do hodowli roślin różnego rodzaju – lubiących słońce i cień, pnączy, krzaczastych warzyw większych rozmiarów czy kwiatów o zwisających pędach. Da się tu sporo pomieścić, jest to też dobra baza do dalszych ulepszeń. Do niedawna był to także „parking” dla mojego roweru, ale przeniosłam go do piwnicy, bo zajmował zbyt dużo miejsca. Z suszeniem prania nie powinno być problemu, przynajmniej jeszcze w tym sezonie 😉
W tym roku nie planuję większych inwestycji, choć przydałaby się np. nowa podłoga. Bazuję na tym, co już jest, postaram się też lepiej wykorzystać powierzchnię w pionie dzięki „rekwizytom” znalezionym w piwnicy (czasem nie wiemy, jakie skarby posiadamy), jak stara półka z kuchni i drewniane ramy, które można powiesić na ścianach, a na nich ulokować doniczki i skrzynki. Marzy mi się taka pionowa „grządka” ziołowa. Na razie jeszcze obmyślam, jak to zorganizować, a realizacja przewidziana jest na maj, kiedy na zewnątrz pojawią się już wszystkie rośliny.
Sprawa priorytetowa: potrzebuję większej ilości pojemników na rośliny – po zimie zastałam tu tylko 8 niewielkich skrzynek i parę małych doniczek. Kiedyś, w czasie zmniejszonej aktywności ogrodniczej, w trakcie jakiejś większej akcji porządkowej nieopatrznie pozbyłam się kilku zniszczonych, ale solidnych glinianych donic. Teraz widzę, że to był błąd, a nowe ceramiczne naczynia to spore koszty. Tymczasem potrzebuję dużych pojemników na warzywa i więcej skrzynek, bo jest sporo miejsca i dużo roślin w planach! Dokupiłam dwie skrzynki i postanowiłam zdobyć coś więcej, najlepiej za darmo, po prostu rozglądając się wokół. Efekty mnie zaskoczyły – na zdjęciu prezentuję kolekcję doniczek, jaką udało mi się zgromadzić w ciągu miesiąca. Co prawda wszystkie z plastiku, ale na początek będą jak… znalazł.
Bo część z nich zwyczajnie znalazłam na ulicy, a dosłownie na trawniku czy parkingu w najbliższej okolicy. Nie wiem, czy mieszkam w wyjątkowo zaśmieconej dzielnicy (obawiam się jednak, że to nie wyjątek, a znak czasów), czy po prostu zaczęłam uważniej patrzeć wokół siebie, ale na te doniczki natykam się dosłownie wszędzie. I to przypadkiem takie, jakich właśnie potrzebuję 😀
Kilka plastikowych wiaderek po produktach spożywczych dostałam też w sklepie. Co więcej, świetnym źródłem doniczek okazał się pobliski cmentarz – jest to miejsce, gdzie w pojemnikach na śmieci ląduje mnóstwo prawie nowych akcesoriów ogrodniczych. Korzystanie z tego to tylko kwestia przełamania początkowych oporów. Jest taki przesąd, że z cmentarza niczego nie należy przynosić do domu, bo to przynosi pecha. Dla mnie to tylko woda na młyn, bo zawsze lubiłam łamać przesądy 😉 Recykling nie może być zły, a wykorzystując odpady działamy ekologicznie w szerszym zakresie niż tylko uprawiając warzywa bez chemii.
Oprócz tego, planując zasiewy, potrzebowałam pojemników na siewki i rozsadę. Nie mając specjalnego sprzętu, jak kuwety, miniszklarenki czy wielodoniczki, postanowiłam wykorzystać rzeczy, które mogą pełnić ich rolę bez ponoszenia zbędnych wydatków. Zaczęłam więc gromadzić różnego rodzaju plastikowe pojemniki, tacki i kubki po produktach spożywczych i przy okazji uświadomiłam sobie bardziej dobitnie, ile odpadów i w jakim tempie generuje przeciętne gospodarstwo domowe. Szczególnie poczuwam się do korytek po ciastkach 😉 Taki ze mnie właśnie ekolog (cóż, przynajmniej się staram).
Pozostała kwestia ziemi, czyli rodzaju podłoża dla roślin, w zasadzie problem fundamentalny. Jego zgłębienie zajęło mi nieco czasu, przez co ledwo zdążyłam z siewem. Więcej o tym jest we wpisie Grunt to dobra ziemia jakie wybrać podłoże do uprawy balkonowej?, tutaj powiem tylko, że na początek zdecydowałam się na kupno gotowego kompostu i substratu do siewu bez dodatku nawozów sztucznych. W dalszej perspektywie myślę o pozyskaniu ziemi z najbliższej okolicy.
Pomyślałam też o materiale do drenażu na dno pojemników, gdzie rośliny będą sadzone na miejsce stałe. Zamiast zalecanego keramzytu czy żwirku mam styropian, który nadaje się równie dobrze, a można go mieć za darmo. Bez trudu znalazłam w internecie lokalną ofertę oddania w dobre ręce całych worów tego materiału, ale okazało się, że zalega on też od lat w mojej piwnicy 🙂 Innym zastosowaniem styropianu jest dodanie jego drobinek do ziemi, co poprawia jej napowietrzenie i przepuszczalność.